Ekspresowo zajęłaś moje miejsce w tej nowej społeczności, znowu uniósłszy wszystko z czarnej podłogi mojej duszy, wszystko żeś ogniem podpaliła, tak złość się we mnie objawiła. Ogarniała jeszcze niedawno pustkę w moim sercu, bez żadnych głośnych sprzeciwów. Ale szopa spłonęła…, jej dom zniknął z mapy mojego szalonego umysłu. Iskra w oku zniknęła, wojna raz na zawsze udaremniona, tylko dym pozostał, szary, mglisty, o zapachu zwłok palących się w ognisku, na skraju lasu, w najbliższej wiosce, opętanego demona. Brak już iskry nadzieji, pozostała głęboka wiara, w mojej głowie dziś na zawsze otchłań o kolorze rdzy, twoich ostatnich odczuć do tej pierwszej jak i ostatniej nocy bezkresnej istoty wszystkich rzeczy. Zabawka już raz za zawsze pozostanę, przedmiotem łechtanym w torturach łamanym, obłudą wielkoluda z innej epoki, którą zwie martwe zwłoki. Od dziś w telenoweli trwam, o jaskrawym wszechobecnym Czarnobylu, brud i smród ostatnich wspomnień, kolejny rozżarzony ogień, w którym ginie mój ostatni oddech kochany… Już mnie nie oczarujesz, nie zwalisz z z nóg, tron na którym siedziałeś jest już mój, bez walki się obyło, miłość we mnie zwyciężyła, dumnie pójdę w ten świat z uniesiona głowa w stronę słońca, a moim bratem zostałeś na zawsze, zwiem Cię ciemnością, końcem moich szalonych lat. Raz na zawsze podałem ci rękę, wiec bądź już we mnie bez zbędnych słów, od dziś już trwaj na skraju lasu w ogniu oddałem ci mój największy skarb…
