Jeszcze wszystko będzie kolorowe, nadejdzie ten czas kiedy zaczniesz bawić się w bank, wpłacać, rozliczać, kalkulować, obliczać. Ile strat ile zysków ile czasu minęło bez finansowych limitów. Czyżby znowu źle zainwestowałaś, źle uczucia ulokowałaś a teraz nie stać Cię na Twojego ulubionego browara. Znowu zbankrutowaliśmy bo w zły sposób włożyliśmy, wszystko na jedna kartę postawiliśmy. Frajer mądrzejszy się okazał tyle masek zakładał ze mogły je sprzedawać, i bawić się w szamana. Szampana otworzymy gdy ewoluujemy w te obce krainy, tam chyba nasze miejsce, wśród ciszy spokoju szumu niczego, brakuje mi elektrycznego a Tobie budyniu, o smaku dobrej rozkminy. Taplać się w samym sobie, czuć ten błogi stan w majtkach czy w bikini, Oh te słońce nas rozpieszcza, piekąc w naszych majtach tosta. Zwariować, zasnąć i marzyć o brzoskwiniowym cieście, bo to rarytas w naszym nowym mieście, tym samym dziennym nudnym podeście. Nowe kroki dziennie tworzymy, nowa sztukę z tego robimy, arcydzieło to wspaniałe, ale ograniczmy te rujnujące emocje, bo wyszło Picasso w galaretce, a zamiarem była Monaliza w kebabie w cienkim cieście. Ten artyzm tak smakuje, że znowu wpierniczać cały dzień będziemy bursztyny, bo właśnie na nie zasługujemy, a nie na byle jakie przeprosiny, no wiesz z ust tej fałszywej ryby, która uczy się cały czas pływać, bo pomyliła jej się natura, ona w dodatku pragnie być żabą bo czuje się tak naprawdę zielona z geografi i z stworzenia tego zwierza, tak masz racje chodzi mi o bizona, tego dużego władczego Boga, pogromcę schopenhauera. I na koniec niespokojnym cichym duchom zrobimy frytki z glonów tej naszej koleżanki rybki, ulubiony przysmak sąsiadki kosmitki, bo wtedy nam dają luz od straszenia i po nocach łażenia? Bez celu krążą dziennie w nocach faszyści, chyba im się w dupach poobracało od nienawiści, precz wy chorzy terroryści. My się was nie boimy, działo już w majtach mamy gotowe, taką bronią biologiczna was potraktujemy, tępe szmaty zaraz atakujemy. Z duchami daliśmy radę, to z Freudem pewnie pójdzie marnie. Bo pewnie wszystko mówi mamie, psychofizykę stworzył przez przypadek w wannie, szokujące wodne pranie. Teraz my dwie nieustraszone dziewice, krzyczymy złowicie ? te żarty na wędkę, czy odpuścicie ? Jeśli się zanudzicie, to nie ulepicie, na ślepo strzelacie a łowcą chcecie być bracie, zastanów się nad tym, bo ta myśl głęboka jak gardło mojej koleżanki Anki tej z polanki, która mi wiła wianki, jak byłem mały i mówiła że mnie lubi dopóki nie zobaczyła mojej grubej papugi, mówiącej zawsze na przywitanie odbyt Tabalugi. Więc lepiej teraz nie rozkminaj a pod kołderkę wskakuj, dwie Cziki czekają, jak sobie poradzicie z takimi dziewicami, pierwszymi prawdziwymi nieużywanymi maszynami, czy płomień z was tryśnie czy chłód w nas wejdzie, My chcemy zamienić się w lód, zimne suczki, lodowe tirowki, jadą na wycieczkę do lodówki, zaskakiwać wszystkich martwych gości, swoją klasą i humorem, mówiąc siema zgniłe zwyrole, to my dwie martwe królowe. Gwiazdy lodu opierdalają sobie manicure bo czekają aż szynka im zrobi modną trwałą, ale plotkuje z parówą o hierarchii jajek, a bakłażan podsłuchuje jaka niesprawiedliwość się szykuje, Pomidor nic nie rozumie, ale jak zawsze komentuje, że takie kurwisko w tej zimnej stodole jak w kieleckim kościele. To my tworzymy tą nowa baśń, o lodzie, rybie i pederaści, w której za niedługo wszyscy pozdychają, by na nowo zbudować swoje pałace i cieszyć się szczęściem ogrodnika, samotnika, drwala i hydraulika. Robiąc drewno, sadzać drzewki, rurki przepychając, raz dwa gamonie na kolana klękajcie, teraz czas hołd składać, bośmy niczym więcej niż twarda skała, otulona falą, wielkiego Oskara. Zadebiutowała nowa lodowa, oskarowa para. Oklaski słyszymy, sławą się szczycimy, raz dwa… czerwony dywan rozkładać, gwiazdy idą po trzech czekoladowych rogalach, W dupie nam się poprzewracało z zaszczytu, ale my jednak zamiast fejmu wolimy z żabki browara. Jak to mówią raz na szczycie raz w dole, upaść nisko trzeba żeby się odbudować, bo inaczej można zwariować! Dobry wybór bo w tle dźwięk kościelnego zegara. To pewnie znak żeby na kolana paść, I zmówić paciorek siedmiu skarg. Amen, śpiew aniołów, wycie Adama, gdzie jest ta Ewa od ostatniego zakazanego zwała. Zjedź jabłuszko, pokaż cycki, stwórz nową harmonię w ogrodzie Eden, Zamów jak najszybciej ubera, spierdalaj bo już szykuje się sroga kara, od największego, sprawiedliwego kapitana. A w tle, jadowity waż przed ołtarzem, oświadcza się mrówce bo zapłodnij ją podobno w maju, dylemat jadowity ma czy nie zapłodnił jej południowy wiatr albo kokosu kwiat, bo orgazmu nie było gdy kopulowali, czyżby sami siebie oszukiwali i z podniecenia wszystkich kłamali. Zdesperowani zakazami kierowani. Dziwnym trafem urodziła, małe dziecię w urodzaju,w złym czasie niestety, kiedy wino jest bez skazy, bez żadnej krwawej ofiary, kiedy wszystko szczytuje w energię się krystalizuje, wybucha i prowokuje.
